Dzisiaj czeka was megapost, a kotów w tym będzie mało. Przynudzać będę specjalnie dla pana Ystada, który sobie kupił ten obraz, ale nie ma pojęcia jak on powstawał. Osobiście bardzo lubię kiedy ktoś się dzieli warsztatem, cieszą mnie fotki z pracowni, kiedy mogę sobie podejrzeć jakich kto farb używa, jak je kładzie, jakim pędzelkiem, a na czymże to, jak długo, po co, czym se oświetla, co ma w słoikach, czy to pije i dlaczego. Początkowo obraz miał być wierną kopią "Tajemnicy i melancholii ulicy" (1914) Giorgio de Chirico, jednak w trakcie pracy została podjęta drastyczna decyzja o skotowaceniu tego obrazu. Czytajcie, oglądajcie i drżyjcie!
DZIEŃ PIERWSZY, akrylowy
Na początku, po mozolnych obliczeniach na jaki format płótna przenieść obraz ze zdjęcia w albumie, powstał szkic. Szkic na folii, bo większe obrazki zawsze szkicuję na folii, z udziałem kompa. Nieważne, w każdym razie przekalkowałem go na płótno (jak widać) i zacząłem pociągać liniami akrylu (jak widać).
Cienkie, precyzyjne linie o wiele lepiej kładzie się na gładkich płytach. A jeszcze lepiej na papierze i na pewno nie pędzelkiem. Nadmiar farby trza wycierać.
Początkowo koci miał być tylko tajemniczy cień:
Na płótnie widać jeszcze szkic dziewczynki, która została zamieniona w kota:
No i mamy cały lineart.
Jeszcze tu i ówdzie cienie, mazaje, ale w sumie nie było to potrzebne.
Dobra, zaczynamy zabawę z kolorem! Cały czas są to farby akrylowe. Dlaczego? Bo są to farby wodne, więc schną natychmiast. Są idealnym materiałem na podmalówkę dla farb olejnych, dla późniejszego szukania i dopieszczania koloru. Jak widać paleta jest profesjonalna... Teraz mam inny talerz, bo tamten się stłukł. A co tam, talerze są idealne, świetnie się czyszczą z farb.
No i jazda. Żółty wydaje mi się tym kolorem, na którym dobrze będzie budować właściwe, olejne barwy. Na początku nie ma co się specjalnie przejmować kolorami.
Dzień kończę takim stanem malowidła. Okropne, ostre światło do malowania.
DZIEŃ DRUGI, olejny
Światło o wiele lepsze, rozproszone. Staram się już dobierać odpowiednie kolory, które kładę na mniej odpowiednie, akrylowe. Te olejne maja już być wierne. Spod spodu będzie prześwitywać ciepły, słoneczny żółty akryl, co da ciekawy efekt. Niestety, nie ma tak dobrze, żeby nie poprawiać lineartu już olejami.
Zawsze zamalowuję boki, dla estetyki, żeby można było powiesić obrazek bez ramy.
Ale koszmar :) To co widać poniżej, to właśnie podmalówka akrylowa. Olejem został na razie częściowo wykończony jasny budynek po lewej.
Czas na niebo:
Żmudne poprawianie zamalowanego szkicu:
Jedziemy dalej, tym razem z budynkiem po prawej:
Wóz i przewóz:
Niestety olej nie schnie już tak szybko. On w ogóle dziś nie wyschnie! Nie można oprzeć dłoni z pędzlem o płótno, czy choćby jego brzeg, bez rozcierania farby. Istnieją różne wynalazki na takie okazje, dla podpierania dłoni, ale nigdy ich nie stosowałem. Dla uzyskania gładkiego efektu, stosuję gruby, ale delikatny pędzel:
Włala! Obrazek gotowy:
Skromne pobojowisko. Puszka po herbacie z farbami, herbata, terpentyna, pędzle, "paleta", no i książka "Surrealizm" z reprodukcją. Bo przy kopiach częściej trzeba patrzeć na reprodukcję, niż na własne dzieło.
Kocicę strasznie przymuliło:
Halo, budzimy się!
Masz nowego stałego czytelnika, podziękuj Ystadowi ;)
OdpowiedzUsuńNo pojęcia o powstawaniu nie miałem, ale lubię takie "pokazy" więc wpis jak najbardziej pozytywny.
OdpowiedzUsuńNo a co do samego obrazu, to miałem pojęcie, że obraz "Tajemnica i melancholia ulicy" jest dla Ciebie ważny (gdyż motyw został również użyty w komiksie "Genesis"), plus fakt, że wystąpił kot - druga ważna rzecz (jak widać po blogu). To najnormalniej jako menda uwielbiająca symbolikę, nie mogłem przejść obok tego obrazu obojętnie ;)
Obracam głowę w prawo o jakieś 130 stopni i widzę ten obraz w całej okazałości :P
Dziękuję! Ten obraz towarzyszy mi od dzieciństwa i doprawdy nie wiem co w nim jest takiego, że ciągle do niego wracam. Chyba sobie namaluję kopię, ale taką możliwie najwierniejszą, bez kotów. Powieszę i będę się gapił :)
OdpowiedzUsuń